Tłumaczenia medyczne po 20 złotych za stronę, czyli dlaczego niektórzy wierzą w bajki

Powiedzmy sobie szczerze: tłumaczenie medyczne w cenie 20 złotych za stronę ani nie jest medyczne, ani nawet nie jest tłumaczeniem. To po prostu oszustwo. Tak kusząco tanie tłumaczenia medyczne przypominają nam skok ze spadochronem, ale bez spadochronu. Będzie skok, będzie szybko, będzie tanio, tylko ryzyko jakby nieco większe.

Tłumaczenie medyczne to odpowiedzialność

Tłumaczu medyczny, Ty jesteś jak zdrowie; ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto je stracił. No, i jeszcze ten, który Cię nie zatrudnił, w rezultacie czego wypłacał milionowe odszkodowania albo oszczędził 1000 złotych na tłumaczeniu, a potem wydał 10 000 złotych na adwokata, odpisującego na pisma z roszczeniami i wezwania. I może ten, którego kosztowne badanie kliniczne zostało odrzucone przez komisję bioetyczną i proces wprowadzania leku na rynek musi zaczynać od nowa, bo ktoś się „rąbnął” w lokalizacji dawkowania, a ponieważ weryfikator zarabiał 5 złotych za stronę, to nie miał czasu na takie głupoty.

Chyba nikogo nie musimy przekonywać, że tłumaczenie dokumentacji medycznej i w ogóle tekstów z dziedziny medycyny to jeden z najtrudniejszych rodzajów tłumaczenia specjalistycznego. W rzadko której innej dziedzinie trzeba mieć jednocześnie wiedzę z tylu nakładających się na siebie dziedzin – fizjologii, anatomii, biologii, chemii, fizyki, prawa i poszczególnych specjalizacji medycznych. Wielomilionowe straty dla koncernów farmaceutycznych, odszkodowania wypłacane przez szpitale, a także uszczerbek na zdrowiu pacjentów to tylko niektóre możliwe konsekwencje błędów w tłumaczeniach medycznych.

Sprawdź również: Jak tłumaczyć nazwy zagranicznych miejscowości?

Branżowy konsensus wskazuje, że doświadczony tłumacz, dobrze znający swoją dziedzinę specjalizacji, jest w stanie tłumaczyć ok. 1-1,5 strony na godzinę, utrzymując dobrą jakość. Załóżmy więc, że skoro medycyna wymaga tak wszechstronnej wiedzy, to trzeba coś sprawdzić, doczytać, skonsultować – strona na godzinę będzie realna. Nie musimy nikogo przekonywać, jak ważny jest work-life balance, zatem mamy 8 stron dziennie. To wychodzi 160 złotych dniówki, godna kasa! Kolejka profesorów, adiunktów i lekarzy specjalistów ustawiających się po takie tłumaczenia musi być imponująca.

Ale przecież, według reklamy, te 20 zł za stronę to wynagrodzenie zespołu osób pracujących nad tekstem, bo w profesjonalnych biurach tłumaczeń, które szczycą się posiadaniem certyfikatu ISO, nad procesem tłumaczeń medycznych pracuje wyspecjalizowany zespół? „Hej, przetłumaczyliście pięć stron ulotki silnego leku nasennego, macie tutaj stówkę do podziału”! Sami rozumiecie, że taka cena jest absurdalna.

I nie chodzi nam o zaniżanie cen na rynku tłumaczeń ani o obawę, że konkurencja ma taniej. Tłumaczenie medyczne w takiej cenie jest po prostu niemożliwe; ba, żadne dobrej jakości tłumaczenie specjalistyczne nie jest możliwe w tej cenie. Taka oferta to oszustwo. I to bardzo niebezpieczne oszustwo. Tanie tłumaczenie medyczne nie może zostać sporządzone zgodnie z normą ISO 17100 (inaczej niż „na papierze”) i nie ma szans być dobre.

Częste błędy w tłumaczeniach medycznych — przykłady

Jeśli nadal macie wątpliwości albo lubicie podelektować się schadenfreude, mamy dla was konkretne przykłady. „Nie przesadzaj, przecież mały błąd nic nie zmieni, takie tłumaczenie to bułka z masłem” powiedział niejeden wielbiciel oszczędności.

I pewnie osiem z dziesięciu razy miał rację – nic się nie stało. Ale jak już się stało, to z hukiem.

Błędna interpretacja objawów

Czasem objawy pacjenta mogą zostać błędnie zinterpretowane, co prowadzi do nieprawidłowego rozpoznania albo leczenia. Subtelna różnica językowa może spowodować pomylenie podobnie brzmiących objawów, takich jak na przykład „pacjent nie odpowiada” i „pacjent nie oddycha”.

Właśnie błędna interpretacja objawów zawiniła w przypadku 18-letniego Williego Ramireza. Pewnego wieczoru wyszedł na spotkanie z przyjaciółmi, z którego trafił do szpitala z koszmarnym bólem głowy. Rodzina poinformowała lekarza, że Willie jest „intoxicado”, co po hiszpańsku na Kubie może oznaczać ogólne złe samopoczucie zazwyczaj spowodowane zjedzeniem lub wypiciem czegoś. Tymczasem lekarz potraktował to jak angielskie „intoxicated”. Dopiero po wielu godzinach leczenia w kierunku przedawkowania alkoholu lub narkotyków odkryto, że Willie nie brał używek, a ból był spowodowany krwotokiem śródmózgowym. Willie skończył z porażeniem czterokończynowym i już nigdy nie będzie chodził. Szpital wziął na siebie odpowiedzialność i wypłacił około 71 milionów dolarów odszkodowania za opiekę nad Ramirezem do końca jego życia oraz za to, że nie wyznaczył profesjonalnego tłumacza, który pomagałby pacjentowi i lekarzom w trakcie badania.

Tłumaczenie skrótów medycznych

Lekarze uwielbiają używać skrótów, oszczędzając każdą cenną sekundę swojego czasu. Dobrym przykładem są popularne w Stanach skróty dotyczące dawkowania: Q.D. (raz dziennie), Q.I.D (cztery razy dziennie) i Q.O.D (co drugi dzień).

Wszyscy znamy żarty o charakterze pisma lekarzy i wiemy, że jest w nich ziarno prawdy. Dlatego nie zaskakuje nas, że w przypadku Q.D. kropka po „Q” jest czasami mylona z „I”, przez co lek jest podawany z cztery razy większą częstotliwością, niż powinien. Kiedy indziej jest brana za „O”, w rezultacie czego pacjent zażywa połowę przypisanej dawki.

Powstała nawet oficjalna lista skrótów, których lekarze powinni się wystrzegać w dokumentacji. Q.D. ma na niej dumne, pierwsze miejsce.

Błędy w przeliczeniach jednostek

Jeden z najbardziej powszechnych błędów występuje podczas przeliczania jednostek między systemem metrycznym a imperialnym. Odróżnienie miligramów od mikrogramów to niełatwa sprawa, zwłaszcza dla laika. Na szczęście odchodzi się już od przypisywania dawek w liczbie łyżeczek…

W 2013 roku w stanie Maryland do szpitala trafił dwuletni chłopiec z Europy. Z powodu bałaganu przy tłumaczeniu i zapisie, do jego dokumentacji medycznej trafiła informacja, że waży 35 kilogramów (odpowiednik 77 funtów), zamiast jego rzeczywistej wagi – 35 funtów (16 kilogramów). Pomyłka doprowadziła do przepisania mu dawki leku przeznaczonej dla osoby o ponad dwukrotnie większej wadze. Chłopczyk stracił przytomność, ale na szczęście został ponownie przyjęty do szpitala na czas i udało się go uratować.

Inny przykład, choć tu nie tylko jednostki zawiniły: w latach 2004-2005 we Francji, w szpitalu w pobliżu Epinal, u mężczyzn z rakiem prostaty dochodziło masowo do podawania zbyt wysokich dawek radioterapii. Czemu? Okazało się, że oprogramowanie definiujące dawki podawane pacjentom nie zostało zlokalizowane przez amerykańskiego producenta urządzeń medycznych, a wszystkie komunikaty oprogramowania, menu i sam graficzny interfejs użytkownika (GUI) zostały dostarczone do francuskiego szpitala wyłącznie w języku angielskim. Instrukcja obsługi w języku francuskim również nie była dostępna. Tak więc administracja francuskiego szpitala polegała na mówiących po angielsku pracownikach, którzy korzystali z oprogramowania, aby zapewnić medyczne tłumaczenie komunikatów oprogramowania i określić odpowiednie dawki do podania. W rezultacie pacjenci otrzymywali przez rok czterokrotnie większe dawki chemioterapii, niż powinni. Czterech pacjentów zmarło, dziesiątki innych ucierpiało.

Nadmierne zaufanie do osób dwujęzycznych

Bardzo często do szybkiego tłumaczenia bierze się znajomą osobę dwujęzyczną, nawet jeśli ma zerowe wykształcenie lingwistyczne, nie wspominając już o medycznym. Przecież ma przetłumaczyć tylko dwa słowa, ile to roboty?

W 2007 roku taka decyzja doprowadziła do serii nieudanych operacji wymiany stawu kolanowego w Niemczech. Błąd wystąpił, gdy etykieta „non-modular cemented” na opakowaniu protezy kolana została nieprawidłowo przetłumaczona jako „non-cemented” przez jednego z pracowników szpitala, co doprowadziło chirurgów do przekonania, że do operacji nie jest potrzebny cement. Spoiler alert: był. W rezultacie 47 osób musiało ponownie przejść bolesny zabieg wymiany stawu kolanowego z wielomiesięczną rekonwalescencją.

Opieranie się na tłumaczeniu maszynowym

Chociaż „translatory internetowe” pozwalają wygodnie zrozumieć istotę prostej wiadomości, artykułu albo e-maila, takie usługi nigdy nie powinny być wykorzystywane do realizacji tłumaczeń medycznych o krytycznym znaczeniu. Być może sztuczna inteligencja już wyrosła z tłumaczenia ciała migdałowatego na almond body, ale nadal nie jest idealnie. Moglibyśmy was zasypać przykładami, które napotykamy właściwie codziennie, ale nie chcemy się znęcać. Śledźcie nasz profil na Facebooku – tam wrzucamy znalezione przez nas perełki. Zarówno perełki samej maszyny, której być może nie należy kopać, bo a nuż odda, ale głównie perełki „zespołów” tłumaczeniowych, którym się za te 20 złotych za stronę za bardzo nie chciało robić niczego innego jak tylko optymalizować własnego zysku.

To ile kosztuje tłumaczenie medyczne i co składa się na tę cenę?

Profesjonalne tłumaczenie medyczne to bardzo złożony proces. Podlega ścisłym procedurom i licznym etapom kontroli jakości. Samozwańczy dwujęzyczny tłumacz, ewentualnie taki, który ukończył kilkunastogodzinny internetowy kurs tłumaczeń medycznych, musi co krok korzystać ze słownika albo guglować terminy, które tłumaczy, przez co jego praca jest bardzo narażona na błędy. Co więcej, w takiej pracy nie ma wiarygodnego etapu kontroli jakości ani ustalonych procesów weryfikacji dokładności tłumaczenia. Żeby ten proces przeprowadzić prawidłowo, potrzebny jest zespół specjalistów o odpowiednich kwalifikacjach i doświadczeniu – zarówno odpowiedni tłumacz, jak też weryfikator o kwalifikacjach wyższych niż tłumacz, a wszystkim tym powinien zarządzać sprawny kierownik projektu. Trudno sobie wyobrazić, aby trzech specjalistów zgodziło się dzielić kwotą 20 złotych za godzinę. Tylko profesjonalny dostawca usług językowych może prawidłowo zorganizować tego typu złożony proces, w szczególności dostawca usług językowych specjalizujący się w tłumaczeniach medycznych (w przeciwieństwie do takiego, który oferuje tłumaczenia medyczne jako dodatek do wieeelu innych usług).

Jak wygląda proces tłumaczenia medycznego?

  1. Tekst jest tłumaczony przez pierwszego tłumacza, posiadającego odpowiednie doświadczenie i wiedzę z dziedziny.
  2. Tekst jest sprawdzany przez tego samego tłumacza.
  3. Przetłumaczony tekst jest sprawdzany pod względem merytorycznym przez weryfikatora, który ma większe doświadczenie i kwalifikacje.
  4. Tekst przechodzi korektę – jest czytany przez trzeciego specjalistę, który wprowadza poprawki językowe i stylistyczne, dodatkowo weryfikując pracę dwóch poprzednich.

Jak widać, w tłumaczenie medyczne powinien być zaangażowany cały zespół wyspecjalizowanych tłumaczy i weryfikatorów, a nie jedna osoba. I to najlepiej zespół, który pozostaje ze sobą w stałym kontakcie podczas procesu tłumaczenia, żeby na bieżąco konsultować wątpliwości.

Przeczytaj: Proces tłumaczenia krok po kroku

Jakie kompetencje musi posiadać tłumacz medyczny?

  • Znajomość norm prawnych – medycyna nie funkcjonuje w pustce, w niektórych obszarach jest ściśle uregulowana przez odpowiednie organy, których dokumenty trzeba znać. Niektórzy tłumacze medyczni są także tłumaczami przysięgłymi.
  • Znajomość terminologii medycznej – medycyna oparta na faktach opiera się na wytycznych, pracach naukowych i publikacjach, utartego nazewnictwa nie wolno wymyślać od nowa.
  • Doskonała znajomość języka polskiego i obcego – pozwala stworzyć naturalny tekst w języku docelowym, a nie tylko zastąpić słówka.
  • Doświadczenie lingwistyczne – świadomość szerszego kontekstu językowego i technicznego pracy w dużych projektach medycznych, np. zgodność terminologii w ICF i protokole badania.
  • Świadomość neologizmów medycznych i żargonu – żeby „kąty wolne” w opisie badania obrazowego nie trafiły na naszego Facebooka.
  • Wiedza interdyscyplinarna – nie można tłumaczyć instrukcji obsługi respiratora, jeżeli nie rozumie się zagadnień kompatybilności elektromagnetycznej i jednocześnie fizjologii i fizycznych aspektów oddychania.
  • Wrażliwość na kwestie kulturowe – na przykład zachowanie uważności na metafory choroby jako wojny, przeciwko której walczy organizm, w przypadku tłumaczenia dla mieszkańców krajów objętych konfliktem zbrojnym.

Nie bez powodu kiedy obserwuje się pracę mózgu tłumacza w rezonansie magnetycznym, wiele obszarów jarzy się jak choinka. Zdobycie tych wszystkich umiejętności to zazwyczaj lata studiów, kosztownych kursów i ciężka praca tłumacza. Warta więcej niż 20 zł za stronę tekstu. Dokładna cena zależy od wielu czynników, dlatego polecamy poprosić o wycenę zaufane biuro tłumaczeń. A jeśli tę wycenę poda, zanim zobaczy tekst – uciekać.

Dlaczego warto zapłacić za tłumaczenie medyczne

Nie chcemy być pompatyczni, ale naszym zdaniem nie ma miejsca na błędy ani kompromisy w zakresie jakości, gdy stawką jest ludzkie życie. Jeżeli chodzi o warte kilka miliardów dolarów badanie kliniczne, również smutno byłoby przegapić okienko rekrutacyjne w ważnym ośrodku, dysponującym rzadką populacją pacjentów, bo formularza świadomej zgody się nie da czytać w tłumaczeniu.

Lekarzom przyświeca „po pierwsze nie szkodzić”, czyli łacińskie „primum non nocere”. Tłumacze medyczni też traktują to poważnie. Czas, żeby wszystkie osoby zlecające tłumaczenia medyczne zaczęły bezwzględnie stosować tę zasadę. Oszczędności?  To nie tutaj. Nie wierzcie w bajki.